Środek tygodnia, czerwone od mrozu policzki, jesienna, depresyjna aura. W takich okolicznościach Syreni Śpiew wypełnił tłum ludzi i dźwięki, których żaden inny artysta nie potrafi wykorzystać w tak zręczny sposób.
Na koncerty Zalewskiego chodzę przy każdej możliwej okazji, bo wprawiają mnie w taki nastrój, w jaki nie potrafi mnie wprawić nic innego. Czekałam na jego występ myśląc o tym, że przy takiej częstotliwości słuchania go na żywo będę miała problem, żeby napisać kolejną pokoncertową relację. Na szczęście Zalewski nie należy do artystów leniwych i nie dość, że z każdym występem jest coraz lepszy, to jeszcze zaskakuje i inspiruje bez końca.
Syreni Śpiew (kliknij aby przejść na stronę klubu na Facebooku) w mgnieniu oka zapełnił się po brzegi publiką spragnioną natchnienia w jesienny wieczór. Wdzięczna nazwa klubu słusznie zasugerowała, że możemy spodziewać się muzycznej hipnozy. Niewielka scena na niskim podeście została klimatycznie oświetlona i zapewniła kameralną aurę i swobodę w porozumiewaniu się artysty z publiką. Pośrodku postawiono perkusję, klawisze, modulatory i efekty, mikrofony oraz gitary – czyli wszystko, co Zalewskiemu jest potrzebne, żeby czarować.
Tym razem ruszył w Polskę ze swoim SOLO ACTem. Przygotował barwny materiał, wśród którego znalazły się zarówno wydane na Zeligu utwory, jak i kilka coverów i zupełnie przypadkowych mini-wykonań, które były kaprysem przyniesionym przez sprzyjającą chwilę. Do tej pory wszystko brzmi dość zwyczajnie. O co więc tyle hałasu?
O to, że ten multiinstrumentalny szaleniec potrafi w ciągu kilku minut wyprodukować na oczach publiki pełną kompozycję, nad której brzmieniem w normalnych warunkach pracuje zazwyczaj sztab ludzi. Facet po prostu wchodzi sobie, jak gdyby nigdy nic, na scenę, siada pomiędzy wymienionymi wyżej narzędziami, zapętla kilka dziko brzmiących dźwięków i nagle powstaje utwór. Zupełnie nowa jakość, absolutny brak ograniczeń twórczych – nie znam żadnego normalnego człowieka, który potrafi robić coś takiego. Podobno mężczyźni nie mają pojęcia czym jest podzielność uwagi – panowie, Krzysztof Zalewski udowadnia, że jak się chce, to można.
Zaczęło się klasycznie – z gitarą, z wokalem, z Her Majesty i Gatunkiem. Potem szybciutko dwa covery: Desire i Sweet Dreams. Wśród zagranych utworów znalazły się też, oczywiście, Spaść oraz Zboża. Ale wyobraźcie sobie taką setlistę w wykonaniu nie trzech osób, ale jednej. Jednego wariata, który ciasno otoczony instrumentami buduje podkład, każdą ręką i nogą robi coś innego, a w międzyczasie oświadcza, że to jego pierwszy występ w tej formie i nigdy wcześniej nie siedział przy perkusji przed publicznością.
Po jeszcze jednym utworze i krótkiej przerwie muzyk wrócił na scenę z postanowieniem wprowadzenia małego szaleństwa do wykonań – jakby wcześniej szaleństwa brakowało. Powtarzając co utwór, że „teraz może być zabawnie”, jedną stopą przy hi-hacie, drugą przy efektach, z dłonią przy klawiszach, w drugiej trzymając perkusyjną pałkę Zalewski zaśpiewał Jaśniej wprowadzając pokojowy manifest i pozytywną energię wśród ludzi. Po chwili czekało nas Folyn oraz cover piosenki Beyonce – Halo. Tak, Zalewski zaśpiewał piosenkę Beyonce siedząc przy perkusji. I zrobił to doskonale.
Żeby było jeszcze fajniej pokrzyczał trochę do mikrofonu, pozapętlał dziwne dźwięki i powstała egzotyczna piosenka. Głowa Zalewskiego to kopalnia aranżacji i pomysłów. Można odnieść wrażenie, że ten człowiek podpisał kontrakt z diabłem. Jak często spotyka się osobę, której wyobraźnia nie zna absolutnie żadnych granic, a do tego potrafi te wyobrażone rzeczy tak po prostu wykonać? Do tego wszystko otrzymuje konkretną formę i wymowę, a przy całej tej różnorodności zawsze słyszalna jest jego tożsamość muzyczna. Istna pożywka dla ludzi głodnych inspiracji.
Koncert miał się zakończyć wykonaniem Podróżnika. Wszystkim czekającym na nadchodzące koncerty polecam silnie klaskać – na nasze szczęście Zalewski bisował dwukrotnie. Nafaszerowany skumulowaną w Syrenim Śpiewie pozytywną energią moment przyniósł We will rock you zespołu Queen, Obracam w palcach złoty pieniądz, który aktualnie walczy o zasłużoną wysoką pozycję na Liście Przebojów Trójki Polskiego Radia oraz kilka autorskich dźwięków od Zalewskiego.
Wszystko razem – powalające. Całość trwała ponad półtorej godziny, ale upływ czasu był zupełnie niezauważalny. Było wszystko – od ballad, przez plemienne wykrzykniki, po rockowe akcenty. Obracając się ciągle między muzycznymi narzędziami muzyk stwierdził:
„Jestem w sali prób. Czyli na chacie. Patrzę na ścianę i wyobrażam sobie, że to wy. A potem przychodzę tu i wy to wy.”
Zalewski chciał, żeby było swobodnie – no i było swobodnie, pozytywnie, zaskakująco. Warszawski występ był pierwszym podczas planowanej trasy solo, przypilnujcie więc koniecznie, żeby nie ominął Was nadchodzący w okolicy koncert. A ja sobie posiedzę i niecierpliwie poczekam na kolejne niespodzianki od Zalewskiego.
Krzysztof Zalewski (fot. Kamila Jasińska)
Deprecated: Function get_magic_quotes_gpc() is deprecated in /home/yarpen92/domains/sounduniverse.pl/public_html/wp-includes/formatting.php on line 4796
Deprecated: Function get_magic_quotes_gpc() is deprecated in /home/yarpen92/domains/sounduniverse.pl/public_html/wp-includes/formatting.php on line 4796
Deprecated: Function get_magic_quotes_gpc() is deprecated in /home/yarpen92/domains/sounduniverse.pl/public_html/wp-includes/formatting.php on line 4796