Kolekcjoner | Epizod 7

A teraz serdecznie zapraszamy do zapoznania się z drugim Wigilijnym i zarazem kończącym pierwszy sezon epizodem rubryki Kolekcjoner!

Pearl Jam – kolejne marzenie zostało spełnione

W ostatnim w tym roku tekście chciałbym przybliżyć Wam szczegóły spotkania z jednym z najlepszych według mnie zespołów na świecie. Nic więc dziwnego, że uważam to spotkanie za jedno z najważniejszych i często wracam do niego w myślach. Grupa Pearl Jam gościła na tegorocznej edycji festiwalu Open’er. Ileż musiałem walczyć z samym sobą, aby zdecydować co wybrać; autografy i spotkanie chłopaków twarzą w twarz, czy ich koncert. Z racji tego, że byłem na ich występie podczas ich ostatniej wizyty na tym samym festiwalu cztery lata temu, ostatecznie wybrałem szansę na spotkanie. I tak oto rozpoczęła się kilkugodzinna przygoda pod hotelem Sheraton w Sopocie.

Już nawet nie pamiętam, jak długo staliśmy przed hotelem. Wielkim plusem okazała się pogoda, jaka była tego dnia. Było bowiem ciepło i słonecznie, co w żaden sposób nie utrudniało w oczekiwaniu na zespół. Po kilku godzinach zdecydowałem się na wejście do hotelu. I tak oto wraz z poznanym na miejscu kolegą wylądowaliśmy w hotelowym barze, żeby za chwilę popijać piwo za 15 złotych. To, że jestem skłonny do poświęceń potwierdziło drugie kupione przeze mnie piwo. Ledwo zdążyliśmy je dopić, a naszym oczom ukazał się sam Stone Gossard, czyli gitarzysta zespołu Pearl Jam. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej podbiegliśmy do niego i poprosiliśmy o autograf. Muzyk nie ukrywał zdziwienia. Mówił, żebyśmy uważali na ich ochroniarza, bo pewnie nie byłby zadowolony, że łowcy autografów są w hotelu. Niemniej jednak gitarzysta chętnie podpisał nasze zdjęcia. Oczywiście nasze oczekiwania szybko wzrosły i z niecierpliwością czekaliśmy na resztę członków zespołu. Nasz zapał ostudził niestety drugi członek zespołu, który wszedł do hotelu, a był nim dobrze znany ze swojego obojętnego stosunku do fanów perkusista Pearl Jam, Matt Cameron. Nie wyraził najmniejszego zainteresowania naszymi osobami. Po prostu wszedł do windy i pojechał na górę. Na próżno czekaliśmy na resztę członków zespołu. Do dziś nie wiem czemu nie przyjechali do hotelu. Możliwe, że stało się tak dlatego, że jeden z członków zespołu, niejaki Mike McCready zapomniał spakować paszport i na lotnisku musiał się za nim wstawić sam prezydent miasta. Tak, czy inaczej czekaliśmy jeszcze przed hotelem. Po pewnym czasie wcześniej spotkani dwaj członkowie zespołu wyszli z hotelu w celu udania się na teren festiwalu. Postanowiłem jeszcze raz zapytać perkusistę o autograf. Tym razem usłyszałem z jego ust jedynie sorry. Wiedziałem, że jego autografu dziś nie zdobędę. Wiedziałem też, że kolejne podpisy będę mógł zdobyć dopiero po koncercie.

Warto było czekać do północy. Oto mym oczom ukazał się bus grupy Pearl Jam,, który podjechał pod hotel. Niestety prawdopodobnie w związku z wcześniej wspomnianą aferą dotyczącą paszportu, nie ujrzałem wszystkich członków zespołu. Wyszedł Stone Gossard, a następnie Jeff Ament. Poprosiłem go o złożenie podpisu, ale ten powiedział, że będzie podpisywał w hotelu. Widząc moje rozczarowanie postanowił uścisnąć moją dłoń. Lepsze to niż nic. Nadszedł punkt kulminacyjny. Ochroniarz uprzedził nas, abyśmy nie robili żadnych zdjęć. Zapytał też dlaczego nie byliśmy na koncercie. Do dziś wydaje mi się, że chciał zbadać, czy naprawdę jesteśmy fanami zespołu, czy tylko zamierzamy sprzedać ewentualne autografy na portalu aukcyjnym. Odpowiedziałem mu, że na koncercie byliśmy w 2010 roku, a tym razem postawiliśmy sobie za cel osobiste spotkanie. Z busa wynurzył się wokalista Eddie Vedder. To rzecz jasna na nim najbardziej mi zależało tego wieczoru. Podszedł do naszej dwójki i wręczył nam po jednej kostce do gitary. Choć się w ogóle nie odezwał to sprawiał wrażenie bardzo sympatycznego i ciągle się uśmiechał. Jak się okazało jest on także bardzo niski! Złożył tak cenny dla mnie autograf i wciąż się do nas uśmiechając zginął w głębi hotelowego wejścia. To była udana wyprawa. Następnego ranka postanowiłem jeszcze raz przyjechać pod hotel. Po krótkim oczekiwaniu trójka członków zespołu wyszła z hotelu i Vedder podszedł do nas, aby wręczyć nam po kostce. Tego dnia było nas kilka osób, więc tak jak podejrzewałem wokalista nie podpisywał już autografów. Małym niedosytem pozostaje to, że nie udało mi się zrobić zdjęcia z moim idolem. No, ale niestety takie były zalecenia ochroniarza. Tak, czy inaczej spotkałem już Pearl Jam, spotkałem też Red Hot Chili Peppers, więc na mojej krótkiej liście must meet pozostaje jeszcze tylko grupa U2.

Rafał Tamiła (www.rafal.tamila.pl | https://www.facebook.com/OUTografy)